Kiedy piłka unosi się nad siatką, czas zwalnia. Decydują ułamki sekund, instynkt, nieustanny rytm gry. Ale co dzieje się poza boiskiem? Jakie myśli kłębią się w głowach zawodników, zanim staną naprzeciw rywala? Czy siatkówka to tylko sport, czy raczej pasja, która staje się sposobem na życie? Przekonajcie się sami!
Siatkówka wymaga nie tylko siły i precyzji, ale także odporności psychicznej i zdolności adaptacyjnych. W świecie profesjonalnej siatkówki liczy się refleks, szybkość w podejmowaniu decyzji i umiejętność radzenia sobie z presją. O swoich doświadczeniach na boisku, wyzwaniach i sportowych rytuałach opowiedzieli nam trzej zawodnicy BBTS Bielska-Białej. Są nimi: libero – Marcel Chmielewski, środkowy – Bartłomiej Zawalski oraz przyjmujący – Łukasz Lubaczewski, którzy zgodzili się podzielić swoją historią.
„Nie poddawać się”
Pierwszy z nich zapytany został o radę dla samego siebie sprzed kilku lat. Libero nie waha się ani chwili. – Myślę, że najważniejsze to nie poddawać się i ciężko pracować. Przy odpowiednim zaangażowaniu i odrobinie szczęścia można osiągnąć wszystko – podkreśla Marcel Chmielewski.
Choć jego sportowa ścieżka nie zawsze była oczywista, bo początkowo skłaniał się ku piłce nożnej, to ostatecznie siatkówka stała się jego życiową pasją i sposobem na siebie. – Gdyby nie sugestia trenera, pewnie nigdy nie grałbym na pozycji libero. Zacząłem od gry w piłkę nożną. Wuefista zaciągnął mnie na zajęcia dodatkowe, pojechaliśmy na pierwsze turnieje i wtedy to się wszystko zaczęło – śmieje się.
Nie jest tajemnicą, że bycie libero to jedno z największych wyzwań na boisku. – Przyjęcie zagrywki to najtrudniejszy element naszej gry – przyznaje. – Zwłaszcza na początku, gdy rywale nie znają cię dobrze i atakują twoją stronę, testując wytrzymałość psychiczną i technikę.
Wspomina również czas spędzony w poprzednim klubie, gdzie stawiał pierwsze kroki w profesjonalnej siatkówce. – Byłem tam wychowankiem, dostałem swoją szansę, za co zawsze będę wdzięczny – mówi z nostalgią. Czy powrót jest możliwy? – Nigdy nie mówię nigdy. Nie wiem kiedy to nastąpi, ale myślę, że fajnie by było wrócić do Wrocławia. Może kiedyś? – dodaje tajemniczo.
Najtrudniejsze to być „nieustraszonym”
Gra środkowego to natomiast zupełnie inna bajka. To on ma być tą “ścianą nie do przejścia” dla atakujących przeciwników, a jednocześnie musi przewidywać ruchy rozgrywającego. – Blok to prawdziwa gra umysłów – tłumaczy drugi z naszych rozmówców, Bartłomiej Zawalski. – Każdy rozgrywający jest inny, każda drużyna ma swoje mocne strony. Kluczowe jest szybkie podejmowanie decyzji i przewidywanie kolejnego ruchu przeciwnika.
Siatkówka to całe jego życie, ale jak się okazuje, nie tylko na boisku można trenować refleks i spostrzegawczość. – Poza siatkówką, jeżeli mam tylko wolną okazję gram w piłkę nożną, choć bardziej rekreacyjnie. Czy mi to pomaga w siatkówce? Nie mam pojęcia – mówi. – A po treningach lubię odpocząć przy komputerze. E-sport świetnie relaksuje i pozwala oderwać się od codziennej rywalizacji.
Jednak jednym z najważniejszych rytuałów przedmeczowych nie są ani rozgrzewki, ani szczegółowe analizy, a… drzemka! – Od kilku lat stosuję zasadę: 30 minut snu plus kawa. To naprawdę działa! – śmieje się..
Droga do sukcesu nie zawsze jest prosta. Środkowy przyznaje, że na początku kariery zmagał się z wagą i intensywnym trybem treningowym. – Gdy zaczynałem grać, to na pewno największym takim moim problemem była moja waga, bo byłem dość “przy kości”. Wejście w rytm dwóch treningów dziennie, wyjazdy, mecze – to było spore wyzwanie – wspomina. – Z czasem to wszystko stało się moją codziennością.
A dlaczego właśnie pozycja środkowego? – Mój pierwszy trener wyznaczył mi tę rolę i tak już zostało. Może to i dobrze? – mówi z uśmiechem. – Środkowi nie muszą być technicznie perfekcyjni, ale muszą być skuteczni. Myślę, że to idealna pozycja dla mnie.
Ewolucja stylu gry
A co można powiedzieć o przyjmujących? Ich rola wbrew pozorom nie skupia się tylko na przyjęciu. Od tego są libero. – Najlepsi przyjmujący na świecie wyróżniają się wszechstronnością – nie tylko w przyjęciu, ale i w ataku oraz innych aspektach gry. To właśnie zdolność do efektywnego funkcjonowania w wielu elementach siatkówki stanowi klucz do ich sukcesu – wspomina Łukasz Lubaczewski.
Zawodnik przyznaje, że wraz z wiekiem jego styl gry się zmienił – z bardziej indywidualnego podejścia przeszedł do gry zespołowej, starając się wspierać drużynę i podejmować bardziej przemyślane decyzje na boisku. – Na pewno z wiekiem zacząłem grać bardziej technicznie, bardziej tak starałem się myśleć na boisku i grać pod drużynę. Jak byłem młodszy to starałem się grać tak, żeby mi było dobrze i pod swoje własne decyzje.
Kariera sportowa prowadziła go przez kilka klubów – od Gwardii Wrocław, przez Kędzierzyn-Koźle, aż po krótki epizod w Nysie. Choć czuje się związany z Wrocławiem, jego ścieżka sportowa wiodła go przez różne etapy rozwoju. Najbardziej brakuje mu rodzinnego miasta, bliskich oraz atmosfery Wrocławia. Przyznaje, że chętnie by tam wrócił, choć decyzja o przyszłości jeszcze nie zapadła. – Tak, planuję wracać do Wrocławia, ale na razie nie chcę nic mówić. Wszystko się okaże – zdradził bardzo tajemniczo sugerując jednak, że do tego powrotu jest całkiem niedaleko.
Najtrudniejszym momentem była dla niego zmiana poziomu rozgrywek. – Pamiętam taki jeden moment, kiedy grałem w drugiej lidze w Gwardii Wrocław i dostałem szansę przejścia do pierwszoligowej wówczas Nysy prowadzonej przez trenera Bułkowskiego. To taki przeskok był. Początkowo wydawało mi się, że to będzie niewielka różnica poziomów, a potem jak byłem w tej Nysie to pierwszy rok to była dla mnie to duża zmiana pod względem bloku, zagrywki i tego wszystkiego. To był taki najbardziej widoczny moment – zdradził nasz rozmówca.
Łukasz Lubaczewski i jego „Chrześniak”
Gdy zapytaliśmy Łukasza Lubaczewskiego, który z młodych zawodników najbardziej przypomina mu samego siebie z początków kariery, odpowiedź padła bez chwili zawahania, że Marcel Chmielewski. – Dlatego mówię na niego “Chrześniak” – śmieje się. – Jest też podobny z wyglądu, ma loczki. – Teraz brakuje mu już tylko brody (dopow. red.). – No, no, no, powiem mu o tym! – dodał rozbawiony. – Jeśli chodzi o poziom gry na mojej pozycji, czyli przyjęcie, to ciężko mi jednoznacznie wskazać kogoś. Jakbym jednak miał kogoś wybrać, to byłby to właśnie Marcel.
Po ciężkim dniu zawodnik relaksuje się, spędzając czas z dziewczyną, oglądając filmy lub wychodząc na spacer. W dłuższej perspektywie ceni sobie pracę w ogrodzie, którą traktuje jako odskocznię od sportu.
Siatkówka to sport pełen pasji, ciężkiej pracy i nieustannego dążenia do perfekcji. Nasi rozmówcy pokazali, że niezależnie od pozycji na boisku, kluczem do sukcesu jest determinacja, konsekwencja i miłość do gry. Bo w końcu, jak sami podkreślają – najważniejsze to cieszyć się siatkówką.