Azoty Puławy zwyciężyły spotkanie we Wrocławiu notując czwarte zwycięstwo w Orlen Superlidze. Świetne parady Patryka Małeckiego to okazało się za mało.
W mecz znacznie lepiej weszli wrocławianie. Pierwsze trzy bramki zdobyte kolejno przez Szymona Muchę, Huberta Korneckiego oraz Konrada Cegłowskiego ustawiły przebieg początkowej fazy. W kolejnych minutach wrocławianie kontrolowali to, co dzieje się na boisku stopniowo dopisując kolejne punkty do swojej przewagi prowadząc 5:1, a później 8:3. Wtedy też trener Patryk Kuchczyński zdecydował się wykorzystać pierwszy przysługujący mu time-out.
Przerwa na żądanie przyniosła efekt i po niej Azoty Puławy zaczęło gonić wynik spotkania. Pomimo gry w osłabieniu goście zbliżyli się już na dwa punkty. Wciąż jednak to WKS Śląsk Wrocław był w bardziej korzystnej sytuacji. Choć był okropnie nieskuteczny to sytuację ratował golkiper miejscowych, który w tym fragmencie gry popisywał się znakomitymi paradami. W końcówce gospodarze przycisnęli ponownie zespół z Puław i wypracowali sobie do przerwy prowadzenie 20:16.
Początek drugiej połowy był zdecydowanie mniej dynamiczny niż pierwsze minuty tego spotkania. Śląsk dbał o to, żeby wynik spotkania był dla nich dobry i tak też się działo. Azoty Puławy cierpliwie czekały na swoją szansę i dostały ją, gdy Bartosz Nastaj został ukarany karą dwóch minut. Wtedy właśnie zespół z Puław zbliżył się do wrocławian już na zaledwie punkt (24:23).
Po powrocie do gry w siódemkę ponownie Śląsk utrzymywał swoją przewagę, lecz margines błędu znacząco zmalał. Przewaga WKS-u oscylowała między jednym, a dwoma punktami i zielono-biało-czerwoni musieli mieć się na baczności. Puławy czekały na moment do ataku i ten nadszedł chwilę przed zakończeniem pięćdziesiątej minuty meczu. Wtedy to Kelian Janikowski rzucił bramkę wyrównującą na 30:30, a kolejna strata chwilę później mogła zakończyć się dla WKS-u Śląska Wrocław źle. Na szczęście dla miejscowych rzut z kontry okazał się niecelny.
Tak oto dłuższy fragment gra toczyła się punkt za punkt. Azoty Puławy stanęły przed szansą na przechylenie szali zwycięstwa na swoją korzyść. Mateusz Jankowski otrzymał dwie minuty kary, ale jednak ten czas nie ułożył się po myśli przyjezdnych. Mieli problem, żeby pomimo tego przebić się przez obronę rywali. Stratę udało się im zniwelować dopiero, gdy wrocławianie grali już w pełnym składzie, a na dodatek na nieco ponad minutę przed końcem wyjść także na prowadzenie 36:35.
WKS Śląsk Wrocław wykorzystał time-out, lecz taktyka przedstawiona przez szkoleniowca miejscowych nie została zrealizowana w stu procentach i bramka nie padła. Puławianie mieli więc jednopunktowe prowadzenie na niespełna dwadzieścia sekund przed zakończeniem meczu i piłkę do swojej dyspozycji. Wrocławianie musieli więc kryć indywidualnie, ale nie udało im się „wyrwać” piłki i Azoty strzeliły bramkę przypieczętowując wygraną w tym meczu.
WKS Śląsk Wrocław – Azoty Puławy 35:37 (20:16, 15:21)
MVP: Patryk Małecki